Venom ostatnio chodził coś naburmuszony i zamyślony. Nawet Rubylee traktował oschle (na szczęście wilczyca nie brała tego do siebie).
-Co jest szefie?- spytałem zaciekawiony gdy generał po raz kolejny chodził w kółko zastanawiając sie nad czymś.
-Nie twoja sprawa- odparł naburmuszony nadal krążąc wokół tego samego drzewa.
-Najwyraźniej moja- odpowiedziałem.- Jesteś generałem, a problemy generała to sprawa całego wojska. Chyba że nie jestem już twoim szpiegiem, wtedy to co innego...
Venom podniósł w końcu łeb. Chyba go przekonałem.
-Jeff zlecił mi zajęcie się sprawą tajemniczej grupy wilków- wyjaśnił generał.- Ostatnio widział ich Sasuke przelatując nad Górami granicznymi. Niepokoi mnie skąd się wzięli i jakie mają zamiary...
-Zechcesz więc może rozkazać mi bym się tam udał?- zaproponowałem.
-A co z tym ugryzieniem?- przypomniał mi wilk.- Net mówił że powinieneś odpoczywać.
-Przecież nie będę z tymi wilkami walczył- zapewniłem.- Podejdę ich, sprawdzę kim są, ewentualnie podsłucham ich rozmowę i wrócę zdać raport, może być?
Venom niechętnie westchnął i pozwolił mi tam iść. Następnego dnia byłem już gotów do podróży.
Szłem przez las rozmyślając o ważnych (przynajmniej dla mnie) sprawach. Wysłałem Overana z wiadomością do zakonu, myszołów nie wraca od tygodnia. Coś tam musiało się wydarzyć.
Moje przemyślenia przerwał mi cel mojej podróży: tajemnicza banda wilków.
Wilki wyglądały na całkiem zadowolone. Każdy nosił na grzbiecie torbę, skóry, prowiant i inne potrzrbne rzeczy. Było ich dużo, na oko koło siedemnastu. Zdziwiło mnie że oprócz basiorów były tam także wilczyce i szczenięta. Nie mogłem z czystym sumieniem zaatakować tę grupę. Lepiej dowiedzieć się dyplomatycznie skąd są.
Wyszłem więc na drogę i zawołałem przyjaźnie:
-Witajcie wędrowcy!
Wilki zdziwiły się (jak każdy na mók widok) ale słysząc przyjazny ton wróciły do przerwanych rozmów. Tylko jeden wilk, zapewne przywódca, zainteresował się mną i podszedł bliżej.
-I ja również witam w imieniu moich wilków- odparł z uśmiechem.
-Co was sprowadza na tereny Watahy Szafirowego Lotosu?- zapytałem.
-Jesteśmy tylko przejazdem- odpowiedział wilk.- Prowadzę swoją watahę do nowego domu.
-A co się stało że aż cała wataha spakowała manatki i wyruszyła przed siebie?
-Wojna si stała, zakapturzony wojowniku- basior westchnął.- Obiecałem im bezpieczeństwo, a nasze wojska poległy w pierwszej kolejności. Ze strony sojuszników nie ma na co liczyć. Ich kraj już przegrał ale zostało jeszcze sporo buntowników.
Nagle coś mi zaskoczyło w głowie. Wojna, ciężka sytuacja, buntownicy...
-Czyli pochodzicie z zachodu?- zapytałem.
-Tak, a czemu pytasz?
-Również przyszedłem tu z tamtych stron. Jak nazywa się ten pokonany kraj?
-T'hadi.
Z wielkim trudem ukryłem strach który teraz mną zawładnął. Muszę natychmiast wrócić do legowisk.
-Nieszczęśnicy- westchnąłem.- Zgaduję że zaatakowała ich Wataha Czarnego Krzyża?- wilk pokiwał głową.- Tak myślałem. No nic! Czas na mnie. Bezpieczniej podróży!
-I nawzajem, nieznajomy!
Wilki ruszyły dalej. Już miałem iść gdy nagle usłyszałem dziecięcy głosik:
-A ja wiem kim pan jest.
Odwróciłem się. Od grupy odłączył się na oko roczny szczeniak.
-A więc słucham- odparłem z uśmiechem.- Kim jestem?
-Pan jest Asasynem- powiedział dumnie szczeniak.- Mój tata wiele podróżował do T'hadi a gdy wracał opowiadał mi o T'hadijskich wojownikach w białych płaszczach. Wszyscy mówią że jesteście tylko najemnikami którym płaci się za zabijanie...ale dla mnie pan i inni asasyni zawsze będziecie bohaterami, którzy odmawiają należnej chwały.
Uśmiechnąłem się i poklepałem malucha po główce.
-Dobrze, że przynajmniej ty tak myślisz.
Z tłumu wilków doszedł nas głos zmartwionej wadery:
-Ithan! Musimy iść!
Szczeniak pobiegł i dołączył do grupy. Ostatni raz odwrócił się by na mnie popatrzeć...ale jak zwykle zniknąłem wilkom z oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj! Komentarze są moderowane!