czwartek, 27 lutego 2014

Od Venoma: Złe wieści

Obudziło mnie mocne uszczypnięcie w łapę.
-AŁĆ!- krzyknąłem i zerwałem się z miejsca. Leżąca obok Ruby i Kurama mruknęli niezadowoleni.
-Venom!- skarciła mnie partnerka.
Zamknąłem się i sprawdziłem co mnie ugryzło. Był to...myszołów.
Miał na grzbiecie tubę a na łbie coś na kształt złotego kasku. Przypomniałem sobie że to zwierzak Altair'a, Overan. Potem zauważyłem że ptak ma złamane skrzydło. Podniosłem delikatnie Overana. Ptak zakwilił żałośnie. Wskoczył mi na grzbiet i chwycił pazurami futra. Poszedłem do jaskini Altair'a by oddać mu zgubę...ale wilka nie było.
Odwiedziłem chyba każdego wilka wypytując się o asasyna (czy jak się tam nazywał) ale słuch po nim zaginął. Postawiłem przed sobą myszołowa.
-No i gdzie jest twój pan?- spytałem retorycznie.
Overan odwrócił się i znów zakwilił. Dopiero teraz zauważyłem że z tuby wystaje czarna wstęga, taka jaką dodaje się do ważnych lub smutnych wieści. Nieśmiało otwarłem tubę i wyciągnąłem zwitek papieru. Nie powinienem czytać cudzych listów ale ciekawość wzięła górę.
List był napisany naprędce, niewyraźnie, jakby nadawca gdzieś się spieszył. Treść była jeszcze gorsza...
Chyba już wiem gdzie jest Altair.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Altair'a: Powrót do T'hadi, część III

-Wstawaj księżniczko!- obudził mnie znajomy głos.
Otworzyłem oczy. Leżałem w mokrym lochu. Obok siedział Ithan...ale ten głos nie należał do niego. Ktoś siedział w rogu pomieszczenia. Starszy wilk...w białym płaszczu!
-Mistrz Ulffric!- zerwałem się z miejsca.
-No proszę!- Ulffric wstał i przyjrzał mi się.- Mój własny uczeń, Altair...W TYM SAMYM LOCHU CO JA!
Ostatnie słowa brzmiały jak nagana. Tak, to na pewno mój mistrz.
-JAK TY MOGŁEŚ DAĆ SIĘ NABRAĆ?! I KTO CI W OGÓLE KAZAŁ TU WRACAĆ?!
-A miałbym zrobić inaczej?- sparowałem.- Sam mnie uczyłeś że honor jest najważniejszy! To właśnie on kazał mi tu wrócić!
Ulffric uspokoił się.
-Za dobrze cię wyszkoliłem- westchnął.- A teraz chodź przytulić staruszka.
Uśmiechnąłem się. Serdecznie uściskałem starego mistrza. Potem opowiedziałem co się ze mną działo i jak dowiedziałem się o wojnie. Ithan z powagą zaprzeczał gdy opisywałem jego bohaterską postawę. Nagle ktoś otworzył zakratowane drzwi.
-Kapitan chce was widzieć- oznajmił strażnik patrząc na mnie i na Ithana.
Prowadząc nas nie był brutalny i złośliwy, pewnie ze względu na Ithana. Po drodze szturchnąłem szczeniaka.
-Nie podkulaj ogona- szepnąłem.- Nie okazuj strachu, bo przeciwnik to wykorzysta.
Szczeniak od razu zrozumiał i wyprostował się dumnie. Nasza sytuacja była beznadziejna, bo nie miałem sztyletów, ale nawet bez broni warto śmiać się wrogowi w twarz samą postawą.
Zaprowadzono nas do przestronnego pokoju. czerwony dywan prowadził do eleganckiego tronu. Wielkie okna zdobiły witraże a ściany gobeliny i boazerie. Na tronie siedziała ostatnia osobistość jaką chciałbym teraz zobaczyć.
Była to wilczyca, o szarym futrze. Miała na sobie trzy skórzane pasy, za którymi były sztylety i podobne ostrza do rzucania. Na łapach ozdobne bransolety a na szyi order kapitana. Sama w sobie wilczyca promieniowała dostojnością i powagą. I nawet ja przyznaję, że jest całkiem ładna zarówno z urody jak i doświadczenia.
-Witaj, o wielka Vivanne!- skłoniłem się ironicznie.- Morituri te salutant!*
Vivanne uśmiechnęła się drwiąco.
-I kto by pomyślał- wilczyca wstała z siedziska i podeszła do mnie.- Kopę lat, Altair. Trochę się tu pozmieniało...ale widzę, że nadal jesteś wygadany za dwóch. Możecie odejść- skinęła na strażników.
-A ty nadal równie wredna.
Vivanne parsknęła perlistym śmiechem. Zauważyła Ithana i podeszła do niego.
-A ty to kto? Nowy podopieczny asasynów?
Ithan fuknął i cofnął się. Vivanne znów się uśmiechnęła.
-Wracając do ciebie Altie- drgnąłem na znane mi przezwisko. Niestety wilczyca to zauważyła.- Pewnie znów odmówisz dołączenia w moje szeregi?
-Prędzej zdechnę- uśmiechnąłem się imitując jej wkurzające minki.
-A szkoda, Może byś nawet został moim zastępcą...- wilczyca musnęła swoim ogonem mój nos. Typowa uwodzicielska sztuczka.
-A może pójdźmy na lepszy układ- zaproponowałem.- Ty się w końcu zamkniesz a ja przestanę ci zawracać głowę.
Vivanne najwyraźniej nic nie mogło zepsuć humoru. Już miała coś powiedzieć gdy nagle pomiędzy jej przednimi łapami wbił się sztylet. Za nią wylądował asasyn.
-Przykro mi, ale twój Altie idzie z nami- oznajmił krótko. Obok wylądowała jeszcze dwójka asasynów. Jeden z nich rzucił mi moje sztylety.
Wilczyca znowu się uśmiechnęła.
-To czas na zabawę- powiedziała i zawyła. Do sali wpadli strażnicy.
Rozpoczęła się walka. Korzystając z zamieszania wymknąłem się z Ithanem. Vivanne jednak pobiegła za nami. Wolałbym strażników od niej, ale nie mogę marudzić.
Na szczęście do pościgu szybko dołączyła trójka asasynów, którzy nas uratowali. Rozpoznałem starego towarzysza.
-Khajit!- zawołałem.
-Pogadamy sobie kiedy indziej!- przerwał mi wilk.- Teraz biegnij!- wyciągnął zza pasa sztylet i rzucił w liny mocujące w jednym miejscu drewniane beczki. Beki potoczyły się po drodze. Chwyciłem Ithana za kark i skoczyłem ponad przeszkodami. Vivanne nie zdążyła zareagować i zatrzymała się.
-Kiedyś cię dorwę, Altair!- krzyknęła.
-Powodzenia!- odkrzyknąłem i wybiegliśmy z miasta.

*Mrituri te salutant - (łac.) "pozdrawiają cię idący na śmierć" (przypis autora)

Od Altair'a: Powrót do T'hadi, część II

Towarzystwo Ithana okazało się lepsze niż przypuszczałem. Maluch był strasznie podobny do mnie. Rwał się do walki ale z drugiej strony zachowywał pewien dystans. Nie należał do szczeniaków, które wychwalają się "A ja pokonam wszystkich, bo jestem najlepszy i najsilniejszy!". Takie właśnie dzieciaki nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji w jakiej znajduje się wojownik w PRAWDZIWEJ wojnie. Ithan nie przechwalał się. Nie chciał mieć do czynienia z wojną, ale też nie żądał byśmy zawrócili. Parł uparcie do przodu. Kiedy spytałem go dlaczego chce iść ze mna do T'hadi, odpowiedział:
-Nie wiem dokładnie. Coś w środku mówi mi, bym tam poszedł i mam wrażenie że nie powinienem ignorować tego czegoś.
-I bardzo dobrze- odparłem.- To coś to honor. Kiedyś zrozumiesz na czym dokładnie polega.

Po paru dniach wędrówki po pustyni dotarliśmy do celu. Wspiąłem się na wydmę by lepiej widzieć horyzont. Nie zobaczyłem go...był zasłonięty przez kamienne miasto.
-To tutaj- powiedział Ithan ale bez szczególnego entuzjazmu.
-Tak. Oto T'hadi- odparłem.- Niegdyś ostoja dla wyrzutków...a teraz gniazdo jadowitych szerszeni z czarnymi krzyżami na grzbietach.
Ruszyliśmy w stronę bramy. Jak się spodziewałem stało tam dwóch strażników. Widząc nas zasłonili nam przejście.
-Kto idzie?- spytał hardo jeden z nich.
-Zależy kto pyta- odpowiedziałem z uśmieszkiem. Ithan chyba już się domyślił co będzie jeśli ci idioci nas nie przepuszczą.
-Pilnuj języka- ostrzegł strażnik- bo ci go kto przytnie.
-O ile zdąży dobyć ostrza- sparowałem. Strażnicy nie byli tacy głupi. Przynajmniej ten, który nic nie zrobił, bowiem drugi skoczył na mnie. Również skoczyłem. Tylko jeden z nas wylądował na własnych łapach. Chyba nie muszę opowiadać kto...
Drugi strażnik widząc martwego towarzysza chciał podnieść alarm...i znów uratował nas Ithan. Szczeniak ugryzł strażnika w łapę.
-Ty mały...- nie dokończył bo poderżnąłem mu gardło ukrytym ostrzem.
-Nie przeklinamy przy dzieciach- rzuciłem.
Ukryłem w piasku zwłoki i weszliśmy do miasta.
Naszym oczom ukazały się zatłoczone uliczki pomiędzy kamienicami. Samego miasta nie stworzył żaden wilk, lecz jakieś dwunożne istoty, które dawno temu wytępiły miliony wilków. Później stało się schronieniem, warowną twierdzą, do której się te dwunogi już nigdy nie dostaną. Gdy ci mordercy zniknęli zaczęły się wojny bratobójcze o ten fort. I tak doszliśmy do chwili obecnej: strażnicy i władcy mają gdzieś cywili, szerzy się przestępstwo i bieda. I właśnie po to byli tu asasyni.
Byli...bo jak na razie nie widziałem tu żadnego.
-Gdzie oni są...- mruknąłem na głos już po raz któryś przemierzając tą samą ulicę.
-Nie rozumiem- odparł Ithan.- Poniekąd macie działać w ukryciu. Czy właśnie nie chodzi o to byście byli niewidoczni?
-Dla cywili owszem. Ale porządny asa...porządny szpieg umie zauważyć to, czego cywil nie może. W tym innych takich jak ja.
-Może wszyscy są w tajnej siedzibie? Bo chyba jakąś macie, prawda?
Pomysł Ithana nie był głupi. Głupie były jego konsekwencje.
Udaliśmy się do kryjówki zakonu. Przejście było w starej winnicy na dachu jednego z najwyższych budynków. Musiałem wnieść Ithana na górę co nie przypadło do gustu ani mnie ani jemu.
"Jeśli będę się musiał nim opiekować" pomyślałem "to w pierwszej kolejności nauczę go wspinaczki".
Gdy wdrapałem się na dach podszedłem do rzekomej ściany. Odgarnąłem zasłonę zasłonę winorośli pokazując wejście do kryjówki. Zeszliśmy po schodkach w dół...
Nie zastaliśmy nikogo.
Stoliki były poprzewracane, różne mapy i dokumenty walały się po podłodze, butelki po lekarstwach i truciznach były potłuczone.
-Tu była jakaś walka- Ithan wyrwał mi z gardła te słowa.
-I to niedawno...- dodałem.
Przyjrzałem się śladom. Były świeże...najstarsze mogły mieć co najmniej godzinę...
Wtedy w głowie zaświtała mi rzecz straszna i oczywista.
-Ithan!- zacząłem.- To zasadz...
Nie dokończyłem. Ktoś mnie walnął w głowę.

niedziela, 23 lutego 2014

Profil wilka Ithana

Imię: Ithan
Płeć: samiec
Wiek: 2 lata i 6 miesięcy
Partner: szuka
Rodzina: Zabita przez żołnierzy Watahy Czarnego Krzyża. Opiekował się nim Altair
Ranga: przyszły Szpieg
Charakter: Od urodzenia był odważny i honorowy. Stawiał przede wszystkim na przedzie dobro innych. Ciągną go przygody i nieznane rzeczy. Najchętniej zwiedziłby cały świat (gdyby nie zdrowy rozsądek). Czasem działa impulsywnie. Często mówi co myśli, nie umie trzymać języka za zębami. Ogólnie jest posłuszny, ignoruje rozkazy tylko gdy całym sobą sądzi, że powinien zrobić inaczej.
Historia: Urodził się niedaleko pustynnego kraju zwanego T'hadi. Niestety nie nacieszył się długo dzieciństwem. T'hadi podbiła Wataha Czarnego Krzyża. Cała wataha Ithana musiała opuścić kraj. Po jakimś czasie wspólnej podróży rodzice Ithana zdecydowali że wrócą do T'hadi i podporządkują się nowemu władcy zamiast tułać się po świecie. Zanim jednak dotarli do T'hadi'jskiej pustyni napadła na nich trójka żołnierzy Czerwonego Krzyża (początkujący wojacy Czarnego Krzyża). Rodziców zabili od razu, ale Ithana męczyli dla własnej rozrywki. Na szczęście tą samą drogą podróżował Altair, asasyn którego Ithan spotkał już wcześniej. Wilk zaopiekował się szczeniakiem i obiecał wyszkolić na wojownika.
Pozycja: Omega
Towarzysz: Nie ma
Talizman: Cieniutka szarfa (przypomina miejscami sznur) z szerokimi pomarańczowymi wstążkami na końcach. Raczej nic nie robi, ale Ithan nosi ją bo kojarzy mu się z rodzicami.
Boski opiekun: Hermes - bóg posłańców, kupców i złodziei
Żywioł: Wiatr, Dym
Umiejętności: Rozpłynąć się (rozpływa się w chmurkę dymu i pojawia w innym miejscu), kontroluje wiatr, Zasłona dymna (tworzy zasłonę dymną)
Właściciel: Lavire

Od Altair'a: Powrót do Thadi, część I

Droga do Thadi dłużyła mi się niemiłosiernie. Dotarłem do gór Granicznych z kilkunasto godzinnym opóźnieniem. Z trudem wspiąłem się na szczyt. Stanąłem na czubku już długo po zmroku. Za górami rozciągała się preria. Dalej krzewy i trawa ustępowały miejscu ubitej ziemi a potem piaskom pustyni. Za pustynią znajdował się mój kraj, gorące i wysuszone słońcem Thadi.
Nie było sensu podróżować po prerii nocą. Za dnia wieje na niej suchy i nieznośny wiatr, zaś w nocy jest niemal lodowato. Lepiej znoszę upały, gdyż tutejsze prerie poprzecinane są rzekami. Nocą rzeki to po prostu lodowe piekło. Więc plan podróży jest dość prosty: prerię będę przemierzał dniami, a pustynię nocami.
Następnego dnia szybko pokonałem drogę w dół gór przez lasy. Pokonanie prerii zajęło trochę dłużej, bo prawie tydzień. Nie wydarzało się nic ciekawego. Aż dotarłem do granic pustyni...
Na wytartym w piachu szlaku leżał wywrócony drewniany wózek. Zapasy leżały w piachu. Trochę dalej zauważyłem grupkę wilków. Sadziłem że to zwykli podróżni...dopóki nie ujrzałem ich białych pancerzy z czerwonym krzyżem na grzbiecie. Schowałem się za wozem i słuchałem:
-He he! Dalej mały! Tańcz!- śmiał się do rozpuku pierwszy żołnierz.
-Dawaj bo skończysz jak twoi starzy!- dorzucił drugi.
-A może by go trochę podgryźć? Od razu się ruszy!- po wypowiedzi trzeciego niemal dostałem wścieklizny.
Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem żałosną i smutną scenę: trójka dorosłych żołnierzy z czerwonym krzyżem na pancerzach męczyło małego szczeniaka. Obok leżały dwa trupy...najwyraźniej rodzice małego.
Nie wytrzymałem. Wyskoczyłem zza wozu i jednym zgrabnym skokiem wylądowałem na grzbiecie pierwszego żołnierza przyszpilając go do piaszczystego gruntu. Zanim jego towarzysze się ocknęli wbiłem ukryte w rękawie ostrze w kark leżącego. Drugiemu rzuciłem się zębami do gardła. Musiałem jeszcze wbić mu sztylet, bo nadal się szarpał. W szamotaninie nie zapomniałem o trzecim żołnierzu. Prawie by mi wbił mój własny sztylet w plecy...gdyby nie ten mały szczeniak! Dzieciak wskoczył mu na głowę i zaczął bić łapkami po oczach, uszach i nosie.
-Głupi! Zły wilk!- krzyczał za każdym uderzeniem.
Wbiłem mu sztylet pod gardło.
-I kto teraz się śmieje?- spytałem twardo patrząc mu prosto w oczy.
Puściłem wilka i obejrzałem się po pobojowisku. Z niesmakiem spojrzałem na szczeniaka. Dzieci w jego wieku nie powinny oglądać takiej rzezi.
-Wybacz że musiałeś to widzieć...- powiedziałem do malucha.
-To nic psze pana. Gdyby nie pan to skończyłbym jak...jak...- tu głos mu się załamał i zaczął rzewnie płakać.- Oni-ni zabil-li mo-o-oich rodziców!!!- szczeniak odruchowo przytulił się do mojej łapy. Nie miałem serca go odpychać.
Nagle coś mi zaświtało w głowie. Ja...ja już przecież widziałem tego malucha! Podróżował z resztą swojej watahy. Uciekali przed watahą Czarnego krzyża. Nie wiem dlaczego zdecydowali się wrócić do Thadi.

-Czyli pan idzie walczyć z tymi złymi?- pytał maluch.- I to pana wtedy spotkałem za tymi górami?
-Tak i tak- odpowiedziałem nadal brnąc naprzód.- Przypomnisz mi jak masz na imię?
-Ithan- odpowiedział wilczek.- A...dlaczego idziemy nocą?
-Bo za dnia jest za gorąco.
-Ale w nocy się śpi!
-Na pustyni jest inaczej.
-A gdzie się będziemy chować?
-Będziemy robić prowizoryczny namiot z plandeki wozu twoich...- przerwałem bo nie chciałem przypominać małemu o jego zmarłych niedawno rodzicach.
-Już w porządku...- powiedział maluch widząc moją niepewność.- Ważne że mnie pan znalazł i uratował! I teraz będziemy juz podróżować razem, prawda? Będziemy walczyć z tymi wstrętnymi...- tu maluch powiedział tak obrzydliwą obelgę że aż zwróciłem mu uwagę:
-Ithan!
-No co? Przecież oni tacy są!
Uśmiechnąłem się pod nosem. Może ten maluch nie będzie aż tak złym kompanem jak myślałem...

Nagrody za wyświetlenia

Siemka wilczki moje kochane!
Widzę że wataha znowu nabiera rozpędu. Mamy już ponad 1100 wyświetleń! Oby tak dalej! Czas więc najwyższy wprowadzić w życie zaproponowany mi przez naszą Betę Ruby plan. Stawiam wam pewien układ: Jeśli będziecie dalej tak aktywnie zaglądać na naszego bloga będziemy dodawać do niego jakieś gadżety, które urozmaicą naszą watahę i dadzą wam więcej rozrywki.
Oto pierwsza nagroda: SHOUTBOX potocznie zwany chatem ;). Będzie on dostępny dla każdego. Aby na niego wejśc wystarczy kliknąć link z boku strony (nad informacjami). Dostępny jest też oczywiście Regulamin z którym radzę wam się zapoznać. Pozdrowienia
Alfa Jeff

sobota, 22 lutego 2014

Od Dantego: Przebieg misji "Nieproszeni goście"

Dzień po tym jak spotkałem Altair'a z rana do mojej jaskini wpadł Venom.
-Coś nie tak? -spytałem.
-Tego właśnie masz się dowiedzieć-powiedział szybko.
-Jakieś szczegóły?
-Grupka wilków na naszym terytorium. Masz to natychmiast sprawdzić!
-Dobrze -wstałem. -A mogę zabrać Berniego?
-Za bardzo rzuca się w oczy...
Wyruszyłem więc od razu w okolicę o której wspomniał mi Venom. Przez parę godzin nie natknąłem się na nic. Zmęczony usiadłem na kamieniu. Nagle usłyszałem jakiś pomruk. Już, już miałem iść w tę stronę gdy zorientowałem się że tej strony nie ma bo to mój brzuch...Byłem potwornie głodny. Udało mi się jednak złapać jedynie zająca. Po szybkim posiłku wyruszyłem w dalszą drogę. Powoli się ściemniało. Zamierzałem już zawrócić gdy usłyszałem jakieś rozmowy. Poszedłem za odgłosami aż zza zarośli dostrzegłem ognisko a przy nim siedmioro rosłych basiorów. Nie wyglądali groźnie...Raczej zwykli podróżnicy...Zamierzałem właśnie wyjść z ukrycia i się z nimi rozmówić. Jednak powstrzymał mnie odgłos...Jęk.  Tak to na pewno był jęk...Potem kolejny i kolejny. Spojrzałem w tamtą stronę.Palnąłem się w łeb. "Jak mogłem ich nie zauważyć!'' pomyślałem. Z boku była jeszcze piątka wilków. Byli przywiązani do drzewa. Dwie wadery, dwóch basiorów i szczenię. Zacisnąłem zęby. Jak ja miałem ich uwolnić?! Zastanawiałem się chwilę aż usłyszałem głos jednego z nich:
-He! Widzieliście te paniusie? -roześmiał się swym ochrypłym głosem wskazując na basiory.- Za moich czasów nawet wadery umiały się bronić! A teraz?!
-Tak! A te panie! Uch...szkoda gadać...Grosza nie warte! Chude i marne! Nie wiem skąd się urwały ale jeśli miałbym zgadywać założyłbym się z wami panowie że z tamtej ruiny! -odezwał się inny o niskim głosie lecz nie tak chrypowatym jak przedmówca. Potem odezwał się inny ,chyba młodszy:
-TA! To zwykłe(_)! Z taką nigdy bym się nie ochajtał! -wykrzyknął.
-Bary! -skarcił go ten drugi. -Tylko kobiety ci w głowie szczeniaku!
-Cóż poradzę...-odparł z uśmiechem. -Taki wiek, nie?
-To nie usprawiedliwienie.
-A myślisz że ja byłem lepszy?! Przecie i ty uganiałeś się za...-odparł pierwszy i uciął na drugim zdaniu gdy tamten spojrzał na niego gniewnym wzrokiem.  Korzystając ze sposobności podszedłem ukradkiem do związanych wilków nadal nie wychodząc z ukrycia.
-Kim jesteście? -szepnąłem.
-My...my tylko przejazdem...-wymamrotało szczenię.
-Wędrowaliśmy tu po tym jak zniszczono nasz dom -zaczął jeden z basiorów. -Tamci zaskoczyli nas gdy weszliśmy do lasu...Zabrali nam wszystko co mieliśmy...
Spojrzałem na owych rabusiów. Nadal się ze sobą sprzeczali. Zbliżyłem się do więźniów i z trudem rozplątałem supły.Gdy znów spojrzałem na tamtych stali i patrzyli na mnie w osłupieniu. Jeden zaklnął cicho pod nosem.
-Uciekajcie -szepnąłem wskazując im drobnym gestem kierunek. -Jest tam wataha...Szafirowego Lotosu...
Zrobili krok w lewo, a siedmiu basiorów rzuciło się ku nam. Zerwaliśmy się z miejsca i popędziliśmy przez las. Zwolniłem i obejrzałem się za siebie. Tamci zatrzymali się i zawrócili pośpiesznie.
Jako że teraz nie musiałem nikogo i niczego szukać udało się szybko dotrzeć na miejsce. Tam Alfa i Bety się nimi zaopiekowali. Poszedłem do Venoma by zdać mu relacje. Ledwo skończyłem ten powiedział ostro:
-A teraz weź ze sobą dwa wilki i zasuwaj się ich pozbyć!
-Dwa?! Ale ich jest siedmiu!
-Będziesz musiał sobie jakoś poradzić.-uciął.
Z niezadowoleniem polazłem do jaskini Altair'a, ale go nie było. Poprosiłem więc o pomoc Demona. Zgodził się choć niechętnie. Miał jakieś swoje powody o których nie chciał rozmawiać. Rubin bez zastanowienie się zgodził. Więc podsumowując miałem wilka ze skrzydłami, maga i siebie. To ostatnie mnie nie pocieszyło...Gdy dotarliśmy na miejsce był środek nocy jeśli nie gorzej...
-To jaki jest plan? -spytał Demon.
-Proste....-odpowiedział Rubin. -Ja użyję pary i...i...kurczę wypadło mi.
-Strzelisz ogniem -podpowiedziałem mu szeptem.
-Tak. Użyję ognia a ty przelatując przez parę ich zaskoczysz rozprowadzając ją równierz wokół obozu.
-Potem jak się domyślam wchodzę ja a ty podpalasz wszystko dookoła.. -dodałem.
-No mniej więcej...Nie chcemy ich chyba upiec, co?
-Nie spałem naście godzin...Liczysz na zbyt wielki wysiłek umysłowy...
Omówiliśmy jeszcze kilka szczegółów i przeszliśmy do działania.
Rubin zgodnie z planem użył pary. Wystrzelił parę razy ogniem. Następnie Demon przeleciał przez parę atakując jednego z basiorów. Odczekaliśmy chwilę aż spośród pary wypadło dwóch. Potem Rubin otoczył cały obóz ogniem, a ja wskoczyłem do środka. Miałem nad nimi tylko drobną przewagę...Wprawdzie wszędzie były płomienie ale i ja krztusiłem się dymem. Do tego było ich pięciu. Udało mi się ledwo rozprawić z jednym (tym najmłodszym) gdy poczułem że mój naszyjnik...Uskoczyłem na bok. Tuż obok upadła płonąca gałąź.
-Rubin! Ugaś to! -krzyknąłem.
-Dobra!
Gdy tylko skończył dołączył do mnie on i Demon. Zostało jeszcze czterech. Pozostali już uciekli. Skrzydlaty wilk nie chcąc się z nimi szamotać zamienił się w kryształ i staranował jednego. Ten jednak nie dał się tak łatwo.Rzucił się na Demona. Ten stracił koncentrację i znów stał się normalny. Został ranny w skrzydło. Rubin rzucił się ku drugiemu lecz podobnie jak poprzedni i ten z którym ja się potem męczyłem okazał się zręczniejszy od poprzedników i powalił maga na ziemię. Byłem zmęczony...Wszystkie kości mnie bolały...Ale uskoczyłem gdy trzeci skoczył ku mnie.
-Rubin! Para! -krzyknął Demon zmagając się z przeciwnikiem.
Akurat gdy mój rywal znów ku mnie skoczył Rubin zdążył już wytworzyć białą parę. Wróg zdołał mnie dosięgnąć lecz gdy Rubin zaczął strzelać ogniem, a Demon zapłonął odskoczył i wraz z dwójką kompanów uciekł...

Od Nyingine

Gdy Net zadał mi pytanie o drogę zastanawiałam się chwilkę. Coś jednak mnie skusiło i powiedziałam:
-Cóż, chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło wrócenie po północy do domu prawda? -powiedziałam nieco flirciarsko i szturchnęłam łopatkę Neta. Wilk spojrzał na mnie i uśmiechnął się niepewnie.
Ruszyłam w drogę z przodu ale nie wiedziałam zupełnie gdzie idziemy. Przez całą drogę rozmawiałam z Netem dużo na temat...właściwie nieokreślony. Padały różne tematy. Cieszyłam się, że mnie słucha bo właściwie zawsze kiedy rozmawiałam z basiorem po jakimś czasie mi przerywał i gadał na temat znany tylko sobie i w dodatku nudny. Z Netem rozmawiało mi się świetnie! Po paru godzinach wędrówki zaczęłam się zastanawiać gdzie w zasadzie jesteśmy ale nie chciałam przerywać wilkowi przemowy na temat jego ulubionej książki. Nie nudziło mnie to, nie żeby coś. Lecz po kolejnej godzinie i on zaczął się nerwowo rozglądać.
-Em, Ingi?
-Mhm?
-Czy my wiemy gdzie jesteśmy?-zatrzymałam się.
-Cóż, no na pewno jesteśmy nad jeziorem, a nad nami jest jakiś dziwny łuk...-pokazałam łapką do góry.
-Czyli mówisz że się zgubiliśmy?!-chyba się zdenerwował. Tak ciut, ciut.
-Tak...-pisnęłam skulając się i czekając na jego wrzaski.

Net?

środa, 19 lutego 2014

Od Netsuke: Mała przechadzka

Nastała niezręczna cisza. Mam nadzieję że Ingi nie zobaczyła mojego rumieńca. Odchrząknąłem.
-To jak? Idziemy?- spytałem.
-Pewnie!- powiedziała wilczyca.
Schodziliśmy w dół Trekty. Po drodze Ingi wypytywała mnie o wszystko co dotyczyło naszą watahę. Czasami nie nadążałem za natłokiem pytań. W końcu zeszliśmy na dół i trafiliśmy na rozdroże. Szeroki gościniec prowadził w stronę morza i wił się pomiędzy jeziorami. Osobna dróżka prowadziła do Puszczy Artemidy, wydeptany szlak mijał również Pola Demeter. Nie wiedziałem w którą stronę sie wybrac więc zapytałem o radę Ingi:
-Ten gościniec prowadzi w stronę morza, ale nie zdążymy przed północą dotrzeć do brzegów. Zawsze możemy tam pójść jutro. Ale w zamian za to po drodze jest parę malowniczych jezior. Możemy również udać się do Puszczy Artemidy szlakiem lub przebiec się po Polach Demeter. Gdzie chciałabyś najpierw pójść?

Ingi? Sorka za długość

wtorek, 18 lutego 2014

Od Altair'a: Samotna wyprawa

Rozmowa z Dante coraz bardziej mnie bawiła. Uwielbiam jak wilkom plącze się język próbując ze mną rozmawiać. W końcu nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
-Co cię tak bawi?- spytał lekko rozzłoszczony Berni, niedźwiedź Dantego.
-Nic, nic- odparłem i uspokoiłem się.- Przypomniało mi się tylko coś śmiesznego. No nic, miło się gadało ale na mnie już czas.
Dante nie protestował, Berni również. Ruszyłem więc w las z zamiarem znalezienia Venoma. Muszę go poprosić o jedną drobną rzecz...

-Nie, nie, NIE!- zaprotestował głośno generał.- Nie pozwolę ci pchać się w środek cudzej wojny!
-To nie jest cudza wojna!- oburzyłem się.- To wojna o mój rodzinny kraj! Nie mogę pozwolić by inni z mojego zakonu walczyli tam sami! Co ty byś zrobił gdybyś był za granicą a nas pod twoją nieobecność napadła obca wataha?!
Venom mentalnie powstrzymywał się przed uduszeniem mnie, a przynajmniej tak mówił jego wzrok. Chyba posunąłem się za daleko.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko było mi opuścić własny oddział! Ja również straciłem watahę ale dla dobra własnego i swoich bliskich uciekłem stamtąd...
-I tu zachodzi parę drobnych różnic- rzuciłem zajadle.- Ja nie mam bliskich i na pewno nie uciekłbym z pola walki jak jakiś nieopierzony żółtodziób!
Zaszła chwila ciszy.
-WYNOŚ SIĘ STĄD!- głos Venoma pewnie było słychać nawet w najwyżej położonych jaskiniach.

Wracałem ścieżkami do swojej jaskini mamrocząc pod nosem przekleństwa.
-Cześć Altair...- zaczęła Rubylee ale nawet nie odpowiedziałem.
Wparowałem do swojej jaskini. Zgarnąłem z półki sztylety i przypiąłem je sobie do pasa. Do przednich łap przypiąłem ochraniacze i ukryte pod nimi ostrza. Na to znów założyłem płaszcz a na pysk zarzuciłem kaptur.
Wieczorem byłem już daleko od legowisk.

piątek, 14 lutego 2014

Od Dantego: Wilk w płaszczu

Nie wiedząc cóż z sobą zrobić poszedłem nad jedno z jezior. Tam razem z Bernim oglądaliśmy ryby i rośliny. Nudziło mi się, nie wiedziałem co teraz robić. Niedźwiedź poszedł gdzieś w las zostawiając mnie samego...Położyłem się więc na grzbiecie i patrzyłem w niebo. Było bezchmurne,czyste...Nagle usłyszałem jakiś dźwięk.Poderwałem się na ziemię. Gdzieś wśród drzew poruszyła się jakaś postać. Zesztywniałem. Potem coś dużego poruszyło się obok. Obie postacie szamotały się chwilę, a potem usłyszałem znajomy ryk.
-Berni! -krzyknąłem i rzuciłem się na wilka w...płaszczu? Ten jednak szybko się odsunął. Spojrzałem na niego. Okazał się jakimś dziwacznym szarakiem w białym płaszczu z kapturem na twarzy. Obok stał niedźwiedź, wyraźnie zirytowany.
-Aleś szybki! -skomentował basior. Wyprostowałem się. Berni warknął na wilka:
-Szpiedzy...Zawsze tam gdzie ich nie chcą...
-Spokojnie pewnie sobie ćwiczył-odparłem nie zwracając uwagi na obcego.-Dołączyłeś do watahy? -spytałem zwracając się w jego stronę.
-Tak -odpowiedział krótko.
-Zgaduję że osoba tak cudacznie przystrojona...to znaczy w taki sposób zamierzała być raczej przejazdem. Tak?
Przytaknął.
-To...przedstawisz się?
-Altair.
-Dante.
Zmierzyłem go jeszcze raz wzrokiem. Wydawał się raczej nie typowym osobnikiem. On również mi się przyjrzał lecz nie tak dokładnie. Rozmawialiśmy potem chwilę, ale trudno było mi znaleźć z tym wilkiem wspólny język.

Altair chcesz coś do tego dodać?

Od Altair'a: Przebieg misji "Nieproszeni goście"

Venom ostatnio chodził coś naburmuszony i zamyślony. Nawet Rubylee traktował oschle (na szczęście wilczyca nie brała tego do siebie).
-Co jest szefie?- spytałem zaciekawiony gdy generał po raz kolejny chodził w kółko zastanawiając sie nad czymś.
-Nie twoja sprawa- odparł naburmuszony nadal krążąc wokół tego samego drzewa.
-Najwyraźniej moja- odpowiedziałem.- Jesteś generałem, a problemy generała to sprawa całego wojska. Chyba że nie jestem już twoim szpiegiem, wtedy to co innego...
Venom podniósł w końcu łeb. Chyba go przekonałem.
-Jeff zlecił mi zajęcie się sprawą tajemniczej grupy wilków- wyjaśnił generał.- Ostatnio widział ich Sasuke przelatując nad Górami granicznymi. Niepokoi mnie skąd się wzięli i jakie mają zamiary...
-Zechcesz więc może rozkazać mi bym się tam udał?- zaproponowałem.
-A co z tym ugryzieniem?- przypomniał mi wilk.- Net mówił że powinieneś odpoczywać.
-Przecież nie będę z tymi wilkami walczył- zapewniłem.- Podejdę ich, sprawdzę kim są, ewentualnie podsłucham ich rozmowę i wrócę zdać raport, może być?
Venom niechętnie westchnął i pozwolił mi tam iść. Następnego dnia byłem już gotów do podróży.

Szłem przez las rozmyślając o ważnych (przynajmniej dla mnie) sprawach. Wysłałem Overana z wiadomością do zakonu, myszołów nie wraca od tygodnia. Coś tam musiało się wydarzyć.
Moje przemyślenia przerwał mi cel mojej podróży: tajemnicza banda wilków.
Wilki wyglądały na całkiem zadowolone. Każdy nosił na grzbiecie torbę, skóry, prowiant i inne potrzrbne rzeczy. Było ich dużo, na oko koło siedemnastu. Zdziwiło mnie że oprócz basiorów były tam także wilczyce i szczenięta. Nie mogłem z czystym sumieniem zaatakować tę grupę. Lepiej dowiedzieć się dyplomatycznie skąd są.
Wyszłem więc na drogę i zawołałem przyjaźnie:
-Witajcie wędrowcy!
Wilki zdziwiły się (jak każdy na mók widok) ale słysząc przyjazny ton wróciły do przerwanych rozmów. Tylko jeden wilk, zapewne przywódca, zainteresował się mną i podszedł bliżej.
-I ja również witam w imieniu moich wilków- odparł z uśmiechem.
-Co was sprowadza na tereny Watahy Szafirowego Lotosu?- zapytałem.
-Jesteśmy tylko przejazdem- odpowiedział wilk.- Prowadzę swoją watahę do nowego domu.
-A co się stało że aż cała wataha spakowała manatki i wyruszyła przed siebie?
-Wojna si stała, zakapturzony wojowniku- basior westchnął.- Obiecałem im bezpieczeństwo, a nasze wojska poległy w pierwszej kolejności. Ze strony sojuszników nie ma na co liczyć. Ich kraj już przegrał ale zostało jeszcze sporo buntowników.
Nagle coś mi zaskoczyło w głowie. Wojna, ciężka sytuacja, buntownicy...
-Czyli pochodzicie z zachodu?- zapytałem.
-Tak, a czemu pytasz?
-Również przyszedłem tu z tamtych stron. Jak nazywa się ten pokonany kraj?
-T'hadi.
Z wielkim trudem ukryłem strach który teraz mną zawładnął. Muszę natychmiast wrócić do legowisk.
-Nieszczęśnicy- westchnąłem.- Zgaduję że zaatakowała ich Wataha Czarnego Krzyża?- wilk pokiwał głową.- Tak myślałem. No nic! Czas na mnie. Bezpieczniej podróży!
-I nawzajem, nieznajomy!
Wilki ruszyły dalej. Już miałem iść gdy nagle usłyszałem dziecięcy głosik:
-A ja wiem kim pan jest.
Odwróciłem się. Od grupy odłączył się na oko roczny szczeniak.
-A więc słucham- odparłem z uśmiechem.- Kim jestem?
-Pan jest Asasynem- powiedział dumnie szczeniak.- Mój tata wiele podróżował do T'hadi a gdy wracał opowiadał mi o T'hadijskich wojownikach w białych płaszczach. Wszyscy mówią że jesteście tylko najemnikami którym płaci się za zabijanie...ale dla mnie pan i inni asasyni zawsze będziecie bohaterami, którzy odmawiają należnej chwały.
Uśmiechnąłem się i poklepałem malucha po główce.
-Dobrze, że przynajmniej ty tak myślisz.
Z tłumu wilków doszedł nas głos zmartwionej wadery:
-Ithan! Musimy iść!
Szczeniak pobiegł i dołączył do grupy. Ostatni raz odwrócił się by na mnie popatrzeć...ale jak zwykle zniknąłem wilkom z oczu.

Od Róży: Przebieg misji "Luki w spiżarni"

Na misję wyruszyłam o świcie a wstałam parę minut wcześniej by się przygotować. Jednak przeszkadzało mi trochę to że po tak długim czasie zamiast wcześniej to teraz zaczął padać śnieg i nadal lekko pada. Poszłam do najbliższego lasu. Po mimo tego że zające pochowały się do nor łatwo złapałam tuzin z nich potem zaczęłam jedno po drugim zanosić je do głównej spiżarni.
Niestety ponieważ jest zima nie złapałabym kuropatw,więc poszłam od razu szukać jeleni.Nie zajęło mi to długo bo Cristal je wypatrzyła.Udało mi się złapać pięć dorosłych sztuk, ale zaniosłam tylko jedną, a resztę ukryłam i poszłam po pomoc.
Zabrałam ze sobą Demona i Rubina pomogli mi zanieść pozostałe cztery sztuki.Gdy skończyłam wróciłam do mojej jaskini by odpocząć.

Od Kuroko

Po chwili przestałam się śmiać.
-Tak właściwie jesteś moją pierwszą przyjaciółką.-powiedziałam z uśmiechem.
-Naprawdę?-zapytała mnie Ruby.
-No tak.
-Czemu?-Tutaj na chwilę zaniemówiłam...Nie miałam ochoty wracać do przeszłości.
-Po prostu byłam zbyt nie śmiała żeby do kogokolwiek podejść, a co dopiero z kimś rozmawiać-wymigałam się. Wilczyca jednak popatrzyła na mnie wzrokiem: ,, Jesteś pewna?". Ja nic nie odpowiedziałam.
-Właśnie, a co robiłaś za nim trafiłaś do watahy?-zapytała znów.
-Chodziłam po lasach z Kagamim i nic w sumie nic innego.
-Ale chodzi mi o to skąd się wzięłaś w tych lasach?
-Wiesz co...Możemy zmienić temat?-zapytałam.
-Jasne. Mogłaś powiedzieć, że nie chcesz o tym rozmawiać do niczego cię nie zmuszam.-odpowiedziała mi z uśmiechem Ruby. Czyli naprawdę mam po raz pierwszy prawdziwą przyjaciółkę. Potem wilczyca musiała gdzieś iść więc zostałam nad jeziorkiem znów tylko z Kagamim

środa, 12 lutego 2014

Profil tygrysicy Ishary

Imię: Ishara
Płeć: samica
Wiek: 3,5 roku
Gatunek: Magiczny Tygrys
Rasa: Naznaczony Tygrys
Charakter: miła, pomocna, żywiołowa, czasem spokojna i cicha ale to rzadko, odważna
Zdolności: rozmowa z innymi gatunkami zwierząt, posługuję się znakami na różne sposoby, czytanie w myślach
Wilk: Nyingine

Od Rubylee: Kolejne miłe popołudnie

-No pewnie!- odparłam z uśmiechem.
Kuroko również się uśmiechnęła. Gadałyśmy sobie jak stare kumpele (choć znamy się od paru dni). Wilczyca była już bardziej śmiała i chętna do rozmów co mnoe bardzo ucieszyło. Nagle usłyszałem znajome fuknięcie niezadowolenia. Po chwili przyczłapał do nas lis.
-Cześć Kurama!- przywitałam się przyjaźnie ale moja wesołość nie przebiła bariery oburzenia.
-To twój zwierzak?- spytała Kuroko. Jej koliber, Kagami, próbował podlecieć do Kuramy mimo ostrzegawczych warknięć.
-Tak- odparłam.- Kurama, przestań się gniewać! Obiecuję że następnym razem poczekam na ciebie.
Lis bardziej przekonany ułożył się obok mnie. Kuroko popatrzyła na mnie pytająco.
-Znowu zaspał a mnie już nie było w jaskini- wyjaśniłam.
Kuroko parsknęła śmiechem na co odpowiedziało jej oburzone fuczenie lisa.

Kuroko? Chcesz coś dodać?

Od Kuroko: Przyjaciółki?

W watasze byłam już parę dni jednak dalej wolałam przesiadywać sama. Po prostu towarzystwo zbyt wielu wilków było przytłaczające. Leżałam nad jeziorem. Oczywiście był ze mną Kagami to chyba tylko jego się nie wstydziłam. Wszędzie panowała cisza i spokój...Póki nie usłyszałam znajomego głosu. Otworzyłam oczy stała przede mną Rubylee.
-Hej!-przywitała się.
-Hej -odpowiedziałam cicho -Co cię tu sprowadza Rubylee?
-Mów mi po prostu Ruby -powiedziała z uśmiechem.-Co robisz?
-Nic takiego...Wydarzyło się ostatnio coś ciekawego?
-No więc...-tutaj zaczęła opowiadać mi o różnych rzeczach. Czasem mówiła tak szybko, że dopiero po chwili rozumiałam o co jej chodzi, ale nie przeszkadzało mi to. Raczej lubię słuchać, jak inni o czymś mówią.
-Nie zanudzam cię? -przerwała nagle Ruby.
-Nie...Możesz mówić ile chcesz-powiedziałam z małym uśmiechem.
-Jesteś pewna?
-Tak.
-Zazwyczaj inni narzekają.
-No widzisz ja jestem inna. Mam pytanie...
-Hmm?
-Może...Zostaniemy bliskim przyjaciółkami? -zapytałam niepewnie.

Ruby czekam na odpowiedź

wtorek, 11 lutego 2014

Nowa opcja

Cześć wilczki!
To nie jest moja pierwsza założona wataha (niektórzy może jeszcze pamiętają Watahę Szmaragdowego Liścia) i zdaje sobie sprawę z pewnej małej luki dotyczącej rang. Otóż napisałam w opisach rang, że jeśli będziesz się sprawować możesz dostać wyższą rangę. I żeby to urzeczywistnić stworzę wam nową zakładkę o nazwie "Zlecenia".
O co w tym chodzi? Będą tam opisane różne zlecenia, które będziecie mogli wykonać pisząc o tym opowiadanie. Wystarczy napisać do alfy przez howrse że chcesz wykonać któreś zlecenie. Zapamiętaj że to alfa decyduje o przebiegu twojej misji, ty nie masz na to żadnego wpływu. Alfa odpisuje ci co mniej więcej działo się z tobą podczas wykonywania misji, a ty piszesz na podstawie tego opowiadanie. Dozwolone jest koloryzowanie ;) czyli po prostu możesz dodać coś od siebie, byleby tylko nie odbiec daleko od tematu. Pięć dobrze wykonanych zleceń to nowa ranga.
Mam nadzieję, że spodoba wam się nowa opcja i czekam na zgłoszenia.
Pozdrawiam
Alfa Jeff

Od Nyingine

Po tym co powiedział Net, byłam szczęśliwa. Nikt mnie nie oprowadził tak szczegółowo. Jeff powiedział tylko gdzie co jest i tyle. Czekałam aż w końcu zajdzie słońce. Gdy tak się stało wyruszyłam do Neta. Byłam szczęśliwa że wilk tak od razu ze mną rozmawiał i w ogóle. Na miejscu weszłam do jaskini.
-Halo, Net? Jesteś? -zapytałam. Powoli weszłam głębiej. W końcu usłyszałam delikatny szmer. Już, już myślałam że to on lecz okazało się, że to myszka. Zawiodłam się. Myślałam, że jest porządnym wilkiem i jak już coś mówi to spełnia swoje słowa. Odwróciłam się szybko i chciałam wyjść lecz wpadłam na coś. Wrzasnęłam bo było ciemno i cicho. Cofnęłam się do tyłu i zmrużyłam oczy przygotowana do walki. "Coś" się poruszyło i skoczyłam na to. Był to wilk. Na pewno wilk.
-Co robisz w jaskini mojego znajomego?! -warknęłam.
-No cóż. To ja, Net -powiedział wilk. Potem jeszcze coś szepnął i nagle w grocie zrobiło się jasno. To naprawdę był on. Zeszłam z wilka troszkę zakłopotana, ale uśmiechałam się.

Net?

poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Altair'a

Gdy obie wilczyce odeszły medyk kazał mi zdjąć płaszcz i pokazać łapę w którą wgryzł się wąż. Nie podobało mi się to. W płaszczu ukryte były wszystkie moje bronie. Bez nich czułem się taki bezbronny....no dobra, nie do końca bezbronny. Na szyi został mój medalion z symbolem zakonu. Gdy wilk zobaczył znak na chwilę zamarł.
-Gdzieś już widziałem ten symbol...- powiedział w zamyśleniu.- Czy ty przypadkiem nie jesteś asa...- nie dokończył, bo zatkałem mu pysk łapą.
-Nie dokańczaj- mruknąłem sztywno.- Nie chcę się przekonać co na to mają do powiedzenia inni z tej watahy.
Medyk tylko uśmiechnął się.
-Inni nie mają pojęcia kim są asasyni ani czym się zajmują. Chyba tylko ja i Jeff mamy niejasne informacje kim jesteś i raczej nie mamy zbytniej ochoty by to rozpowiadać.
Ulżyło mi trochę. Medyk znowu zajął się moją łapą. Przy okazji wypytywał mnie kiedy zostałem ukąszony, jak wyglądał owy wąż i jakie były ostatnie objawy działania trucizny. Potem podszedł do półki i po kolei brał z niej jakieś buteleczki. Większość odkładał z powrotem na miejsce. W końcu wrócił z jednym flakonikiem, skropił nim ranę i powiedział:
-Chenem.
Na moich oczach rana zasklepiła się i nie została nawet blizna.
-Jak ty...?
-Magia- odparł wilk.- Następnym razem lepiej nie denerwuj żmij. A tak przy okazji: jestem Netsuke.
-Altair- przedstawiłem się i zabrałem swój płaszcz. Przez przypadek wypadły z niego trzy sztylety do rzucania.
-Uznam że tego nie widziałem- powiedział krótko Netsuke.
-I bardzo dobrze- odparłem z uśmiechem, zabrałem noże i wymknąłem się z jaskini.

-I co? Już po wizycie?- usłyszałem.
Spojrzałem w bok. Dogoniła mnie ta sama wilczyca (z czarnym wisiorkiem na szyi) która znalazła mnie w lesie.
-Tak- odpowiedziałem krótko.
-A gdzie idziesz?
-Przed siebie.
-Czyli nie zostajesz?
To pytanie mnie zdziwiło. Jeszcze nikt nie proponował mi przyłączenia się do watahy. W końcu mogę mieć spokojną kryjówkę.
-A mogę zostać?- odpowiedziałem zdziwiony.
-Phi! I jeszcze się pytasz? Pewnie że możesz! Dla każdego jest miejsce. Wystarczy poprosić, a tak się dobrze składa że jestem tu główną betą.

No i tak mniej więcej dołączyłem w końcu do jakiejś watahy.

Od Demona: Rodzina...

Rodzice kazali mi pilnować Róży gdy odejdzie ponieważ gdyby nasza młodsza siostra nie była w stanie zostać alfą to ona jest jedyną która ma do tego prawo. Ja bym nie mógł bo to właśnie ona urodziła się pierwsza (nie będę wchodzić w szczegóły). Więc prawnie to ona i Rubin będą alfami w starej watasze. No cóż dotarłem dzień później ponieważ zszedłem z naszej trasy. Dotarłem, dołączyłem i oczywiście poszedłem do siostry.
-Witam cię siostrzyczko.
-Witaj bracie.
-Co liczyłaś na to że mnie zgubisz?-spytałem.
-A wiesz miałam na to ochotę-odpowiedziała.
-I tak bym cię znalazł.
-Wiem, ale czemu poszedłeś z nami?-spytała.
-Bo rodzice kazali mi cię pilnować -odpowiedziałem.
-Ja nie potrzebuje opieki!
-To nie mój pomysł!
-No mam nadzieję. Idź już do siebie wiesz. -Zgoda.
Poszedłem do siebie. No cóż moja kochana siostra dawno się nie denerwowała. Jednak wiem czemu odeszła to mój sekret i bez jej zgody nikt się nie dowie...

niedziela, 9 lutego 2014

Od Netsuke: Ani chwili spokoju!

-Tak, ale możesz mi mówić Net- odparłem z niezwykłym jak na mnie spokojem. W końcu to przecież wilczyca! I to ONA pierwsza zaczęła rozmowę. W moim życiu to po prostu nienormalne!
"To czas coś w nim zmienić" dodałem w myślach.
-A w ogóle to co to za książki?- spytała Ingi.
-Różne- odparłem.- Medyczne, alchemiczne, magiczne lub jeszcze inne. Pożyczyłem je od Jeffa. Parę książek zawsze chętnie odstąpi.
-Parę?- powiedziała ze zdziwieniem wilczyca.
-Pewnie. Jeff ma ich więcej.
Aż parsknąłem śmiechem widząc zdziwienie Nyingine. Odpowiedziała uśmiechem i pomogła mi wnieść i pukładać książki w mojej jaskini.
-Więc jesteś tu nowa?- zagadnąłem kładąc na półce "Wielkie Zgadki Medyczne".
-Tak. Jeff przyjął mnie całkiem niedawno.
-Ktoś już oprowadzał cię po...
Przerwało mi wtargnięcie Ruby. Obok niej pokaszlując stał dziwny wilk w białym zabłoconym płaszczu.
-Kto to?- spytałem odsuwając na bok stertę książek.
-Spotkałamgowlesie,jestchory,ugryzłgowążipotrzebujenatychmiastowejpomocy!- rzuciła na jednym oddechu Rubylee.
-Ojć- skrzywiłem się. Z doświadczenia wiem jak nieprzyjemne jest samo ukąszenie...a co dopiero jego skutki.
-To chyba porozmawiamy kiedy indziej- stwierdziła Ingi.
Podszedłem do niej i krótko szepnąłem:
-Przyjdź tu wieczorem. Oprowadzę cię po terenach i dokończymy rozmowę.
-Dobra- odparła z uśmiechem wilczyca i poszła.

Dokończy Altair albo Ruby

Od Altair'a: Wyjątkowo pechowa podróż, część II

Zjadłem upolowanego przez Overana zająca i ruszyłem dalej. Myszołów ciągle leciał nade mną. Kuśtykałem przez las w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia. Co chwila dostawałem ataków kaszlu.
"Świetnie!" pomyślałem "Nie dość, że ugryzł mnie wąż to jeszcze się rozchorowałem"
A więc reszta dnia nie zapowiadała się obiecująco. Zobaczmy listę moich wpadek: spadłem z drzewa, ukąsił mnie wąż, rozchorowałem się, działam na rezerwowych zapasach energii...pięknie, a to wszystko w wczorajszy dzień.
Mrugnąłem parę razy. Teraz to nawet wzrok płata mi figle. Wszystko jest takie zamazane i ciemne. To przez ten jad. Muszę odnaleźć jakieś wilki. A na pewno jakiegoś medyka. I jedzenie. Tak, jedzenie również.
Jak na zawołanie do moich nozdrzy doleciał zapach zwierzyny. Podeszłem z ciekawości. Na polanie (choć ja widziałem tylko plamę zieleni) leżał świerzo upolowany jeleń. Nawet nie zastanowiłem się gdzie jest łowca i dlaczego na młodym zwierzęciu nie ma śladów zębów. Po prostu jadłem. Zatopiłem właśnie głęboko zęby, gdy nagle ktoś dalej krzyknął:
-Hekat!
Jeleń natychmiast sunął po trawie w stronę głosu...ze mną. To dopiero zabawna scena: martwy jeleń ciągnie wgryzionego w niego wilka.
"Już nigdy nie będę się śmiał z ofiar kawałów!" przysięgałem w duchu.
Jeleń w końcu się zatrzymał. Spojrzałem w górę. Nade mną stała wilczyca z dziwnym czarnym wisiorkiem na szyi. Dopiero teraz domyśliłem się, że to ona upolowała jelenia i pewnie zrobiła to za pomocą magii. Opanowałem się, wstałem i wyprostowałem dumnie (chociaż trudno spoglądać na kogoś z dumą mając na sobie zabłocony płaszcz i resztki trawy).
-Eeee...mogę wiedzieć co robiłeś z moim jeleniem?- spytała wilczyca.
-Jadłem. U was robi się z nimi co innego?- spytałem ironicznie. Wilczyca prychnęła.
-Kolejny kawalarz- mruknęła i poszła w swoją stronę ciągnąc za sobą jelenia.
-Hej zaczekaj!
Dogoniłem ją i bez pytania pomogłem zaciągnąć jelenia. Nie protestowała.
Przeszliśmy kawałek gdy nagle znów dostałem ataku kaszlu.
-Jesteś chory?- zmartwiła się wilczyca.
-To...(kaszlę)...nic takiego. Zwykłe przeziębie...(znowu kaszlę)
Wtedy wilczyca zobaczyła moją ugryzioną przez węża łapę.
-Ugryzł cię wąż?!
-A co? To też nienormalne?- odparłem ze zwykłym mi sarkazmem.
-Ten kaszel to nie przypadek. Chodź za mną. Mój brat się tobą zajmie, a ja potem wrócę po zwierze.

Dokończy Ruby albo Netsuke

sobota, 8 lutego 2014

Od Dantego

Siedziałem na kamieniu. Obok Berni przeżuwał resztki z ostatniego posiłku. Poznałem go już dawno, tuż po mojej ucieczce.
-To dokąd teraz? -spytał Berni oblizując pazury.
-Nie wiem...-westchnąłem. Nadal trawiło mnie poczucie winy...Nie mogłem zapomnieć...Nadal obwiniałem się o to wszystko.
-Więc jak mam wiedzieć?
Wzruszyłem ramionami.
-Na razie po prostu chodźmy przed siebie. Wyruszyliśmy. Szliśmy powoli, nie było powodu do pośpiechu. Nagle coś usłyszałem i się zatrzymaliśmy. W oddali rysowały się postacie wilków.Schowaliśmy się w zaroślach. Obok przebiegł brązowy basior i biała wadera ze skrzydłami.
-To gdzieś tu. Niedaleko -rzuciła do towarzysza i już chciała biec dalej gdy ten ją zatrzymał.
-Poczekaj! Coś lub ktoś tu jest -oboje się zatrzymali. Wstrzymałem oddech.
-Rzeczywiście.
Rozejrzeli się a potem usłyszałem głos basiora.
-Tutaj -mruknął rozsuwając gałęzie krzaku za którym się kryłem.
Wyskoczyłem zza zarośli z zamiarem ucieczki, ale wilk przygwoździł mnie do ziemi.
-Puszczaj! -krzyknąłem.
-Po coś tu przylazł? -spytał spokojnie.
-Po nic! Przejazdem jestem!
-Nie wiem czy wiesz ale trafiłeś na terytorium watahy...
-Bywa...
-Tak.. bywa,że tacy jak ty źle kończą.
-Ja już doznałem owego końca. Możesz mnie puścić?!
Zaprowadzili mnie do alfy. Wilka imieniem Jeff.
-Jak się nazywasz? -spytał.
-Dante.
-Co robisz na terenie naszej watahy?
-Siedzę bo mi iść dalej nie dajecie. Tak bym bym już odszedł, ale ten twój generałek mi nie pozwala!
-Uspokój się młodzieńcze, nie zamierzam zrobić ci krzywdy...
-Mniejsza o to...Mogę już iść?
-A nie wolałbyś dołączyć do watahy?
-Wiesz...raczej nie specjalnie...
-Dobrze więc idź -powiedział Jeff i pozwolili mi wreszcie wyjść.
Zrobiłem zaledwie parę kroków, a zobaczyłem siedzącego po mojej prawej Berniego. Był wyraźnie zniesmaczony.
-Co jest? -spytałem.
-Skoro nie chcesz watahy to powiedz czego w końcu pragniesz...
Miał rację. Sam nie wiedziałem do czego tak właściwie zmierzam. Na moje błędy już nic nie poradzę...Mogę jedynie spróbować zacząć od nowa. Zawróciłem do jaskini Jeffa.
-Jeff?
-Tak? Czyżbyś zmienił zdanie?
-Owszem...

piątek, 7 lutego 2014

Od Nyingine

Po tych wszystkich wydarzeniach związanych z przeszłością, cieszyłam się, ze znalazłam watahę. Zmieniłam się. Kiedyś byłam cichą, spokojną waderą. Teraz? Nienawidzę siedzieć w miejscu i marudzić. Urządzałam się właśnie w jaskini. Nuciłam pod nosem gdy usłyszałam drugi głos. Męski. Wybiegłam przed jaskinię i zobaczyłam wilka, targającego stosy książek w stronę (zapewne) jego jaskini. Podbiegłam bliżej by zapytać skąd zna tą piosenkę i czy mu nie pomóc ale wtedy on mnie zobaczył. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam coś. Coś...kiedyś już to widziałam tylko...kiedy? Potrząsnęłam głową, odrzucając od siebie te myśli. Przywidziało mi się a piosenkę zna pewnie dlatego, że...że zna i kropka. Podeszłam, bo widziałam jak się męczy.
-Hej, yyyyyy...nie trzeba ci pomóc?- zapytałam i skinęłam w stronę książek
-No w sumie...- nie czekając dalej złapałam sznurek w zęby obok wilka i ciągnęłam z całej siły. Nie sądziłam że książki mogą być tak ciężkie!
-Aaa, w zasadzie to jak masz na imię? Nie poznałam cię podczas obchodu z Jeffem...Jestem Nyingine, ale mów mi Ingi- uśmiechnęłam się promieniście i podałam mu łapą gdy skończyliśmy z książkami.
-Ja jestem...- nie dokończył, przerwał mu Jeff:
-Netsuke! O jesteś. Dasz sobie radę z tymi książkami? -zapytał Alfa i gdy wilk obok mnie kiwnął głową, pobiegł dalej.
-Czyli masz na imię Netsuke?- zapytałam dla pewności.

Netsuke?

Profil wilka Demona

Imię: Demon
Płeć: samiec
Wiek: 5 lat
Partner: szuka
Rodzina: siostra Róża
Ranga: Wojownik
Charakter: Przyjazny,romantyczny ale i porywczy.
Historia:Wyruszył z siostrą i jej partnerem pod koniec drogi poszedł zapolować i dotarł dzień po nich do watahy.
Pozycja: Omega
Towarzysz: brak
Talizman: Kryształ. Tak naprawdę nie wie do czego konkretnie służy.
Boski opiekun: Apollo - bóg poezji, muzyki i wróżb
Żywioł: Kryształ,ogień.
Umiejętności: Zmiana w kryształ,może się palić.
Właściciel: Masełko34

wtorek, 4 lutego 2014

Profil myszołowa Overana

Imię: Overan
Płeć: samiec
Wiek: 7 lat
Gatunek: ptak
Rasa: myszołów
Charakter: inteligentny, uparty, czasami bywa złośliwy, zawsze dotrze do wyznaczonego celu, był szkolony na ptaka pocztowego więc ma wpojoną dyscyplinę
Zdolności: Fotogeniczna pamięć (zapamiętuje wszystko co się mu powiedziało), w locie jest niewykrywalny
Wilk: Altair

Od Altair'a: Wyjątkowo pechowa podróż, część I

Był to kolejny zbyt ciepły jak na tę porę roku dzień. Śnieg topniał chodź dopiero co minął środek zimy. Podłoże było grząskie i śliskie. Dlatego właśnie zdecydowałem się na dość nietypowy sposób podróży: po drzewach. Skakałem z gałęzi na gałąź starając się unikać gościńców i szlaków. Koło południa usłyszałem znajomy ptasi pisk. Zapatrzyłem się w niebo i (co do mnie niepodobne) poślizgnąłem się. Walnąłem pyskiem o konar i spadłem na mokrą drogę. Obok mnie lekko wylądował mój myszołów. Bacznie mi się przyglądał.
-Co? Nigdy nie widziałeś wilka spadającego z drzewa?- spytałem ironicznie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak głupio to brzmiało.
Całe szczęście że Overan nie umie mówić. Myszołów tylko odwrócił się tyłem. Na grzbiecie miał swoją tubę na raporty i listy. Zwisała z niej czerwona wstążka, znak, że mistrz przeczytał i odpowiedział na ostatni raport. Wstałem i wyjąłem z tuby zwitek. Wstążkę schowałem do środka. Przeczytałem napisaną w pośpiechu wiadomość. Mistrz powiadomia mnie w liście, że przez jakiś czas nie będzie w stanie odbierać moich raportów. Nie napisał jednak dlaczego, co bardzo mnie zmartwiło.
-Chyba coś jest nie tak- powiedziałem do Overana. Tak wiem: wariat gada z ptakiem. Ale co innego mam do roboty? Nic, tylko skrobanie raportów i gadanie z tresowanym myszołowem.
Zrobiłem krok dalej i moje ciało przeszył ból. Coś ugryzło mnie w łapę. Zamachnąłem się. Metr ode mnie upadł wkurzony wąż. Wszystko jasne. Overan zwietrzył okazję na obiad i rzucił się na gada. Spojrzałem na swoją łapę. Wąż zostawił mi ślady po zębach i pulsująco piekący ból.
"Szlag by trafił te wszystkie trujące paskudy!" powtarzałem w myślach kuśtykając dalej.
Nie miałem wyboru. Zostałem na noc w jakiejś słabo osłoniętej grocie. Łażenie po nieznanym terenie i to w nocy ze zdrętwiałą łapą nie należy do dobrych pomysłów. Overan został ze mną. Też nie miał nic do roboty, bo nie mogłem i nie musiałem wysyłać kolejnych raportów.

Rano już cały byłem odrętwiały. Myślałem że to przez zimno i wilgoć...dopóki nie poczułem palącego bólu w piersi. To pewnie przez jad. Na dodatek byłem głodny i przemęczony. Długo tak nie pociągnę. Muszę znaleźć coś do jedzenia, trochę ziół na okład, a najlepiej medyka.
Już miałem ruszyć gdy nagle przypomniałem sobie o Overanie. Nie było go.
"Trudno" pomyślałem "Jakby co to przecież umie mnie znaleźć".
I wtedy ktoś znikąd rzucił mi pod pysk tłustego zająca. Chwilę potem usłyszałem znajomy ptasi pisk i ujrzałem cień zataczającego koła ptaka. Ciekawe ile jeszcze razy Overan mnie zaskoczy.

CDN

Od Róży: Nowa wataha

Znaleźliśmy watahę. Ten no...Venom zaprowadził nas do alfy.
-Witajcie -powitał nas wilk.
-Cześć -powiedzieliśmy razem.
-Domyślam się że chcecie dołączyć do watahy? -spytał.
-Tak -odpowiedział mu Rubin.
-Jak się nazywacie? -spytał wilczur.
-Ja jestem Róża, a on to Rubin. Jak ty się nazywasz? -powiedziałam z zwykłą mi powagą.
-Jeff. Wy jesteście parą? -odpowiedział i spytał.
-Jak widać -odpowiedziałam.
Potem przyleciała do mnie Cristal. Ku mojemu zdziwieniu Jeff zaczął jej się przyglądać. Po chwili powiedział...
-Pierwszy raz widzę orła o takich piórach.
-Taka się wykluła.
-Wyjaśnij jeszcze czemu trzyma w dziobie królika? -spytał ze zdziwieniem.
-Bo nauczyłam ją polować.
-Aha, w takim razie może zostaniesz dowódcą łowców?
-Nie mogę odmówić.
-A Rubin na czym się zna?
-Był szamanem w poprzedniej watasze i to najlepszym.
-Więc niech będzie magiem.
-Zgoda -odpowiedział.
Potem pokazał nam tylko naszą jaskinię,urządziliśmy i zapoznaliśmy się z innymi wilkami. Zastanawia mnie tylko gdzie jest mój brat.

Od Jeffa: Pierwsze wilki

-Pewnie!- uśmiechnąłem się. Kuroko nieśmiało podziękowała.
-Chodź, pokażę ci twoją jaskinię!- powiedziała Ruby i zabrała wilczycę na dwór. Jeszcze przez dobrą chwilę słyszałem jej trajkotanie. Przewróciłem oczami i wróciłem do przerwanej książki.
Nie minęła minuta gdy do mojej jaskini z łomotem wpadł Sasuke. Gryf zaskrzeczał i dziobnął mnie w łapę.
-Ajć!- syknąłem.- Czego chcesz?
Sas podsunął mi jakiś wymięty sznurek. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i rzuciłem "zabawką". Sasuke wyleciał z jaskini wydmuchując na zewnątrz ważne zapiski.
-No nie!- powiedziałem sam do siebie i wybiegłem na dwór by uratować jak najwięcej notatek.
Wróciłem do jaskini zdyszany, ale opłacało się: znalazłem wszystkie kartki. Znów usiadłem by poczytać w spokoju...i (oczywiście akurat wtedy) do jaskini wszedł Venom.
-Jeff!- zawołał.
-Nie jestem głuchy!- zganiłem go.- Co znowu?!
-Znowu jakieś wilki. Chcą się z tobą widzieć.
Tym razem Venom natrafił w lesie na dwoje wilków, waderę i basiora.
"Pewnie są parą" pomyślałem.

Dokończy Róża albo Rubin

Od Kuroko: Wataha...


Szłam przez las i podziwiałem piękno natury. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Wszędzie było cicho i spokojnie...Do czasu. Nagle usłyszałam przerażający ryk. Obróciłam się za siebie i ujrzałam wielkie nie znane mi dotychczas stworzenie. Nie wiedzieć czemu zaczęło mnie atakować. Już miałam zamiar wezwać jakiegoś duchowego kompana gdy za krzaków wyskoczyła wilczyca i w sprytny sposób powaliła bestię. Potem zwróciła się do mnie.
-Musisz bardziej uważać -powiedziała. Ja tylko kiwnęłam głową.- Nazywam się Rubylee, a ty? -zapytała.
-Kuroko -zdołałam wydusić cicho. Rozmowa z innym wilkiem była dla mnie cóż...Nieco krępująca.
-Dokąd wędrujesz?-zaczęła znów pytać wilczyca.
-Tak właściwie sama nie wiem.-odpowiedziałam wycofując się do tyłu.
-Może chcesz dołączyć do watahy?-gdy to usłyszałam nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie miałam przyjaciół... A teraz ktoś zaprasza mnie do watahy. Czemu?
-Ja...Tak-powiedziałam niepewnie.
-To chodź! Zaprowadzę cię do Alfy -pobiegłam za wilczycą. Dotarłyśmy na tereny watahy. Było tam pięknie.
-Kto to? -zapytał Alfa watahy Rubylee.
-Spotkałam ją w lesie. Ma na imię Kuroko. Może dołączyć do watahy? -spytała Rubylee.

Jeff?

Profil niedźwiedzia Berniego

Imię: Berni
Płeć: samiec
Wiek: 5 lat
Gatunek: niedźwiedź
Rasa: niedźwiedź brunatny
Charakter: wyluzowany,niczego nie bierze na poważnie,odważny
Zdolności: mówienie,jest też nadzwyczaj silny i szybki.
Wilk: Dante

Profil wilka Dantego

Imię: Dante
Płeć: samiec
Wiek: 4 lata
Partner: szuka, ale nie jest ideałem
Rodzina: mam siostrę.
Ranga: wojownik
Charakter: na swój sposób opiekuńczy, woli pozostawać w cieniu, śmiały, ale są pewne "wyjątki'', uprzejmy (z reguły)
Historia: Byłem zwykłym złodziejem. Razem z kumplami podkradaliśmy co się dało. Była ze mną siostra. Na nią mogłem liczyć. Jednak pewnego dnia wypad nam nie wyszedł i dwójka mych kompanów została ranna. Nie mogliśmy im pomóc...umarli z powodu zbyt dużej utraty krwi. Ja i reszta uciekliśmy.Moja siostra nie zachowała zdrowego rozsądku. Jeden z nich był jej no...takim jakby partnerem. Zamierzali zostać oficjalnie parą. Została przy jego ciele i dała się schwytać. Koledzy powstrzymali mnie gdy chciałem po nią pobiec. Nie mogłem sobie wybaczyć. Zrozumiałem że to wszystko moja wina. Gdybym jej już wtedy, dawno temu zabronił. Gdybym powstrzymał resztę przed założeniem tego gangu...Uciekłem...Potem natknęły się na mnie jakieś wilki.
Pozycja: Omega
Towarzysz: Berni
Talizman: naszyjnik ze zawieszonym na sznurku zębem niedźwiedzia.Ma on jakieś dziwne właściwości pozwalające wyczuć niebezpieczeństwo.Daje to czas na ucieczkę.
Boski opiekun: Hefajstos - boski kowal i bóg ognia
Żywioł: ogień
Umiejętności: jestem odporny na ogień i tyle...nie jestem dobrym magiem.
Właściciel: Zupka

Profil bielika Cristal

Imię: Cristal
Płeć: samica
Wiek: 5 lat (żyje 30 lat)
Gatunek: Ptak
Rasa: Bielik zwyczajny
Charakter: Lojalna,nie da się jej przekupić,sprytna.
Zdolności: Lata szybciej niż wiatr,szpony ostre jak sztylety,
Wilk: Róża

Profil wilczycy Nyingine

Imię: Nyingine ( czyt. Ni-indżin, w skrócie Ingi- czyt. Indżi)
Płeć: samica
Wiek: 4 lata
Partner: zakochana w Netsuke
Rodzina: Już ich nie ma...
Ranga: Nauczyciel
Charakter: Ingi jest dość wesołą waderą. Zawsze miała "dar" pocieszenia. Jest troszkę skryta ale dla najbliższych zawsze otwarta i uśmiechnięta. Zawsze zawstydza ją spojrzenie basiorów i odwraca od nich wzrok. Nie lubi nie wiedzieć co się dzieje. Gdy ktoś jej zajdzie za skórę, nie popuszcza. Rzadko się to zdarza ale zdarza. Jest dość ciekawska. Wrażliwa na uwagi, które są wymawiane na jej temat choć są nie prawdziwe. Nienawidzi gdy ktoś obraża jej bliskich i robi im krzywdę. Wtedy wpada w furię. Czasem lubi pobyć sama i powyć do księżyca lub popływać. To ją odpręża.
Historia: Nie była miła. Mama nigdy nie mówiła dlaczego mieszkamy bez watahy. Miałam 3 braci ale któregoś dnia po prostu zniknęli. Moja mama się załamała i...zmarła. Ojca nigdy nie miałam. Tchórz. Zostawił mamę jak się narodziłam.
Pozycja: Omega
Towarzysz: Ishara
Talizman: Sznureczek koloru brązowego z niewielką szarą kulką. Ta kuleczka zmienia kolor razem z nastrojem Ingi. W środku znajduje się mała elfka która narodziła się jako opiekunka duszy Ingi, narodziła się z kwiatu lilii. Chroni ją przed kłamstwem ze strony innych.
Boski opiekun: Hestia - bogini ogniska domowego i opiekunka rodzin
Żywioł: Zwierzęta, Kryształ
Umiejętności: Przywoływanie na pomoc innych zwierząt nie tylko jej gatunku, stwarzanie kryształów, władających danym żywiołem.
Właściciel: keiraKD